No, tak dobrego łososia chyba jeszcze nie udało mi się zrobić.
Oczywiście sposób przygotowania był najprostszy, banalny.
Ale że w prostocie kryje się siła, tym razem wyszło po prostu bosko.
Spieszę też z reklamą Biedronki, którą niedawno okrutnie "zjechałam" za fatalne krewetki. Tym razem ryba była świetna!
Łososia przyrządziłam prosto. Rozmroziłam rybę. Mocno skropiłam cytryną. Poleżała sobie w soku jakieś pół godziny. Potem ją posoliłam. Nie szczędziłam pieprzu. Na każdej dzwonce wylądował porządny kawałek masła.
Ułożyłam na blaszce. Nie przykrywałam folią. Zostawiłam odkrytą, żeby się nie dusiła, ale piekła.
I to był znakomity pomysł - ryba w naczyniu żaroodpornym albo w folii zawsze się gotowała.
Tym razem upiekła się bombowo w 20 minut (max).
Sparzyłam żurawinę, umyłam sałatę. Podałam rybę z tymi dodatkami i bułeczką z masłem.
Kolacja zniknęła w mgnieniu oka.
Na zdjęciach ryba jest obrana z ości - tylko taką podaję dzieciom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz