piątek, 4 lutego 2011
Grzyby eryngii
Ostatnio w czasie zakupów, jakie robiłam w jednym z marketów, na półce zobaczyłam coś nowego. Całkiem interesujący wybór grzybów - obok naszych poczciwych pieczarek mało znane drobne grzybki ścinane całymi wiązkami, wielkie pieczarki o ciemnobrązowych kapeluszach i długie, maczugowate grzyby eryngii.
I na nie się zdecydowałam.
W domu zerknęłam do Wikipedii - okazało się, że te grzybki są nazywane boczniakiem mikołajkowym. Poczułam się pewniej, bo z boczniakiem mam już doświadczenie i wiem, że smakuje wybornie. Żeby nie zepsuć efektu, przygotowałam grzyby według przepisu z opakowania. Z jedną tylko małą wariacją - nie dodawałam do potrawy kurczaka, miałam na ten dzień pulpety z mielonego udźca indyczego.
Najpierw poddusiłam na oleju drobno pokrojoną cebulę i marchewkę. Dusiłam je naprawdę długo, aż zrobiły się niemal miękkie. Podlałam je sosem z pomidorów (słodkim, to nie był koncentrat). Jeszcze chwilę dusiłam, potem doprawiłam solą, pieprzem i masłem.
Umyte grzyby pokroiłam wzdłuż i ułożyłam w naczyniu żaroodpornym, wysmarowanym masłem. Całość zalałam sosem z patelni, rozprowadziłam na grzybach marchew i cebulę. Na koniec posypałam wszystko dużą ilością parmezanu (może być inny twardy ser).
Zapiekałam grzyby przez 15 minut w temperaturze 200 stopni.
Przyznam, że nie spodziewałam się takiego efektu! Grzyby były pyszne, zwłaszcza w górnej części - gdzie były najbardziej miękkie. Eryngii mają świetną strukturę, nie są włókniste (jak boczniak, zwłaszcza starszy), ani gumowate. Kolor piękny, struktura świetna, a smak! Palce lizać.
Polecam, warto spróbować!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz