poniedziałek, 17 października 2011

Dziś dzień dla siebie...

... czyli godzinka wyrwana z harmonogramu dnia, przeznaczona na spacer i wizytę u fryzjera.

Musiałam załatwić jakieś sprawy w skarbówce, przy okazji zafundowałam sobie miłą przechadzkę. Patrzyłam na ludzi - w większości studenci młodzi i zabiegani. Pozytywni.

Potem poszłam do salonu, w którym zawsze poprawiam sobie humor. Miła pani fryzjerka w 15 minut wyczarowała mi bombową, świeżą fryzurkę.

Trzeba, stanowczo trzeba o sobie pamiętać. Choćby się pracowało w domu i nie musiało codziennie szykować do biura czy szkoły.

Teraz Oleńka poszła w miasto, wydać trochę kasy na swoją urodę - przy wszystkich maminych zajęciach znajduje jeszcze czas na fryzjera, masaż, siłownię czy "pazurki"; jeszcze jedna rzecz, za którą ją kocham. Za to, że jej się ciągle chce walczyć z "umamieniem", za zadbaną fryzurę, koronki, pończoszki. Moi rówieśnicy przeważnie mają żony zapuszczone jak pani marszałkowa, paradujące nawet przy gościach w jakichś powyciąganych dresach - "kobiety ekologiczne", podśmiewamy się z Olą - i tak przywykli, albo zaniżyli oczekiwania, że nawet już tego nie zauważają

(męski punkt widzenia z książki Rafała Ziemkiewicza Zgred)

A więc walczymy z umamieniem:)

Brak komentarzy: