Zazwyczaj podcinanie włosów trwa u mnie ok. pół godziny. Mam gęstą czuprynę i kolejnym partiom trzeba poświęcać sporo uwagi. Dziś jednak trafiłam na fryzjerkę - perfekcjonistkę. Na jej fotelu siedziałam godzinę. Az ścierpła mi pupa i zaschło w gardle.
Roy Lichtenstein |
Pani była młodziutka, energiczna i małomówna. Skupiona na swojej pracy. Precyzyjna, dokładna. Była też wymagająca - często przywoływała mnie do porządku, gdy zaczynałam się wiercić.
Swoją robotę wykonała fantastycznie. Każdy włosek idealnie podcięty. Wszystko leży jak należy. Na początku strzyżenia powiedziałam, że ufam jej intuicji. Nie zawiodłam się. Z długością trafiła w dziesiątkę. Ze stopniowaniem cieniowania również.
Ideał.
I tak sobie pomyślałam. Pani fryzjerka. Stylistka fryzur - mówiąc ładniej. Zawód jak każdy inny. Dość powszechny.
Ale...
Gdyby tak wszyscy przykładali się do swojej roboty jak ta pani, naprawdę wszystko wyglądałoby tak, jak moje włosy. Uporządkowane. Ładne.
Tajemnica sekretu tej pani tkwi w tym, do czego się przyznała, gdy spytałam ją, czy lubi swoją pracę.
- Tak - odpowiedziała bez chwili namysłu. Z pełnym przekonaniem.
W sumie nie musiałam pytać. Było widać, że lubi to, co robi. Czego Wam życzę.
I sobie też:)
Fot. Pinterest |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz