W domu specjalistą od wypieku chleba jest mąż.
On eksperymentuje, miesza, szuka sposobów na uzyskanie najlepszego efektu. My - to znaczy ja i córki - przyklaskujemy mu ochoczo, bo tak dobrego chleba, jaki wychodzi z domowego piekarnika, ze świecą szukać w sklepach czy piekarniach.
Dziś mąż wspiął się na wyżyny swego talentu. Posłuchał pewnego Włocha, który na swoim blogu zachęcał, by wyrośnięty chleb wkładać do chłodnego, nie zaś gorącego piekarnika.
W tej niskiej temperaturze, która stopniowo rosła, chleb podnosił się jeszcze powolutku. Nie opadł - utrzymał fantastyczną formę i wysokość. Co jakiś czas mąż spryskiwał bochenek wodą, dzięki czemu skórka zrobiła się chrypiąca.
Bardzo chrupiąca.
Taki chleb, dopiero co wystudzony, najlepiej smakuje nam z olejem lnianym lub oliwą i oliwkami. Nawet ser jest zbędny - chleb plus olej to istna uczta.
Polecam to połączenie. Ja nawet bułki jadam z olejem lnianym. Są lepsze, niż z masłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz