niedziela, 27 lutego 2011

Niedziela w Kazimierzu

Pierwszy nieco cieplejszy dzień. Od tygodnia zima trzymała mocno, dziś trochę puściły lody - planowana od dawna wycieczka do znajomych i spacer po Kazimierzu udały się w związku z tym wyjątkowo.

Nad Wisłą byliśmy w południe - słońce zaczęło wtedy przedzierać się przez chmury. Od rzeki wiał zimny wiatr, ale w samym miasteczku było cieplej. Turystów jeszcze mało, rynek okupowały Cyganki. Na małym rynku już pojawili się sprzedawcy. Sezon powoli się rozkręca...


Uwielbiam Kazimierz - pusty, chłodny jest jeszcze bardziej interesujący. Przepiękna ulica Puławska ze skarpą biegnącą ostro w dół ku Wiśle. Stare domy, płoty, walące się ogrodzenia. Kiedy nie ma zieleni, Kazimierz pokazuje zupełnie inną twarz.






A u znajomych piliśmy przepysznego Rooibosa i jedliśmy chleb własnego wypieku z miodem. Ugoszczono nas także... grochówką! Pyszną - z dużą ilością ziół, taką, jak lubię. Dziękujemy, dziękujemy... Klimat niezrównany, kuchnia pyszna. A od kazimierskiego wiatru ciągle płoną mi policzki:)

1 komentarz:

strateg pisze...

Pozazdrościć... oj zatęskniło się za tą magią!