piątek, 14 października 2011

Sielskie życie - 2. numer magazynu

2. numer Sielskiego życia kupiłam już dobre dwa, może nawet trzy tygodnie temu. Było jeszcze ciepło, siedziałam w sadzie i czytałam pismo, które ma szansę stać się moim ulubionym.

Jako urodzona we wrześniu panienka uwielbiam jesień i wszelkie jej przejawy. Dlatego jesienny właśnie numer magazynu pochłonęłam łapczywie.

Podoba mi się szata graficzna tej gazety. Zdjęcia nie są przedrukowywane, brane z agencji i kopiowane. To autentyczne, autorskie fotki, moim zdaniem wielki plus magazynu.

Wewnątrz dużo ciekawych tematów - mnie zainteresował szczególnie artykuł o... robieniu kompostu. Nie ma się z czego śmiać - codziennie w koszu lądują takie ilości organicznych odpadów, że naprawdę myślę o stworzeniu kompostu. Liści, chwastów i innych dóbr nie zabraknie. Artykuł jest porządnie napisany, klarowny, rzetelny i na pewno przyda mi się w praktyce.

Czytelnicy znajdą w nowym numerze Sielskiego... ciekawe historie ludzi, którzy postanowili żyć blisko natury i słuchać swoich pragnień. Inspirujące, pouczające opowieści.

Jest też ciekawy artykuł o cebuli, garść jesiennych przepisów okraszonych pięknymi i smakowitymi zdjęciami. Jest i o pomidorach, i o dzikiej róży (z której herbatkę popijam ostatnio ze smakiem).

Dzieciom można poczytać o zwierzakach - są artykuły o ptakach i dzikich mieszkańcach lasów. I znów ładne zdjęcia - dzieciaki z pewnością będą oglądać z zachwytem.

A na koniec deser - zaproszenie do mojego ukochanego Kazimierza. Piękna widokówka, choć moim zdaniem w artykule przydałoby się więcej konkretów, ciekawostek i ludzi.

Ale - jak mówię - to reklama, pocztówka z miejsca.

Magazyn kosztuje 8,90 zł. Mało w nim reklam. Mam nadzieję, że przetrwa, ja czekam już na zimowy numer:)






czwartek, 13 października 2011

Dziś trochę powideł i poezji

Przez cały wrzesień słońce dopieszczało nas i nasze kości, nasze włosy i twarze. Dawało kojące, nie męczące ciepełko. Korzystałam z tego ciepełka świadoma, że muszę je gromadzić na zapas. Na długie zimne miesiące, które przed nami.

Z dnia na dzień zrobiło się chłodno. Powiał mocny wiatr, z drzew spadają pierwsze liście. Jeszce wiele wokół zieloności, choć klony w lesie łapią już złoty odcień.

Przed godziną nad domem przeszła krótka nawałnica. Ołowiana chmura bluznęła kłującym deszczem, wypaczone okna w kuchni zajęczały. Pod dachem zahuczało.

Jesień.

W domu ciepło. Kaloryfery od wczoraj delikatnie tulą nas do snu. Wystarczy włączyć lampę, zrobić dobrą herbatę i pobróbować jesiennych delicji. Jak śliwkowe powidła - te na zdjęciach zrobione z węgierek. Zesmażone z cukrem, ale nie na miazgę. Lubię skórki.







I jeszcze trochę poezji. Wiersz, który po raz pierwszy przeczytałam dawno temu. Analizowałam go, rozbierałam na czynniki pierwsze. Dziś tylko się nim delektuję. Jak moimi powidłami:)


Czerwone wino

Bardzo wcześnie jest jesień. Coraz wcześniej słońce
Za jezioro z ołowiu w drżące spada trzciny.
Dzień jest po to, by sennie płynęły godziny,
A wieczór, by oglądać gwiazdy spadające.

Renoir chyba w sadzie pomalował śliwy,
Tak ich skórka zielona, a brzegiem liliowa,
I wszystko tu coś znaczy, tylko brak na słowa.
Ach! jak tu odpowiedzieć, czy jestem szczęśliwy?

Jak nurek schodzi w mroki tajemniczych głębin,
Gdzie się przepych koralu bogato rozpina,
Tak ja wypijam wzrokiem czerwoność jarzębin,
Lub próbuję wargami czerwonego wina.

Jan Lechoń


Na koniec fotka mojej córki. Ona też chce mieć swój udział w powstawaniu bloga:)